...I jedna niezupełnie okołomangowa, ale pochwalić się muszę. Ale zacznijmy tak niechronologicznie od najnowszej i najskromniejszej paczuszki:
Z okazji urodzin dostałam w połowie czerwca od Wanekotków kod rabatowy, szkoda byłoby zmarnować, więc poszłam coś tam sobie zamówić. Padło na Śmiech w chmurach, póki jeszcze prawie wszystkie tomy były dostępne. No i zamówiłam, oszczędzając zdaje się coś ze dwa złote dzięki kodowi xD, parę dni później poszłam odebrać, wracam do domu, wchodzę na fb, a tam radosna wiadomość na stronie Waneko, że właśnie przecenili Śmiech w chmurach do pięciu złotych za tomik x"D No nie ma to jak mieć takiego farta w życiu xDD
Co do samej mangi, póki gdzieś nie upoluję pierwszego tomiku nawet nie mam jak czytać, ale chciałabym zaznaczyć, że te zdjęcia - czy w ogóle zdjęcia w internetach - absolutnie nie oddają sprawiedliwości okładkom. Na żywo te obwoluty są naprawdę niesamowicie prześliczne, plasują się pod tym względem... no chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że w top 3 mojej mangokolekcji <3
O tym, że przy zamówieniach ze sklepu Waneko dostaje się zakładki, przypomniałam sobie dopiero już po ptokach, więc nie miałam okazji poprosić o jakąś konkretną. Co prawda Alive to jak dla mnie bardzo słaba manga, ale nie pałam do niej jakąś szczególną niechęcią, a zakładka prezentuje się całkiem fajnie (i znowu lepiej na żywo, niż na zdjęciach), tak że nie narzekam, że na nią padło. Poprzednim razem kartonik z podziękowaniami za zakupy miałam błękitny, fajnie, że teraz inny, do tego podpisany przez inną osobę. No i oczywiście zostawiłam sobie reklamową ulotkę z TPN, zawsze to coś.
Następna w kolejności paczka lutowa:
...o której mangowej (i trochę też LN-kowej) części mogę powiedzieć w sumie tyle, że, no, kupiłam ją. Nic z tego jeszcze nie przeczytałam, o części nawet dopiero przy pisaniu tej notki sobie przypomniałam, że w ogóle ją mam, tak że no xD
Za to bardzo, bardzo dokładnie pamiętam, że kupiłam i mam niemangową część tamtej paczuszki:
|
Nikogo chyba nie zaskoczy, jeśli powiem, że na żywo
wygląda to znacznie ładniej |
Kiedyś już wspominałam, że uwielbiam komiksy Dona Rosy, a Życiu i czasom... to już w ogóle zbudowałabym ołtarzyk pochwalny. Tak więc oczywiście gdy tylko się dowiedziałam, że wyszła u nas taka piękna edycja (jak to dobrze, że regularnie zaglądam na forum Waneko, gdybym nie zobaczyła tam na czyimś stosiku nie miałabym pojęcia i pewnie przegapiła), poleciałam dorzucić do zamówienia. Załapałam się na promocję na Gildii i dzięki temu wydałam tylko siedem dych, ale szczerze mówiąc za ten komiks sto złotych też bym zapłaciła bez mrugnięcia okiem. Tym bardziej, że do tej pory miałam tylko dość byle jakie wydanie, na które kiedyś przypadkiem miałam szczęście trafić w kiosku:
Oprócz tego, że prezentuje się znacznie mniej okazale, ten stary zeszyt zawiera tylko dwanaście podstawowych rozdziałów. Dodatkowe były wtedy wydane osobno i nigdy nie udało mi się ich dopaść. A teraz wreszcie mam wszystkie w jednym pięknym tomie <3 Do tego jeszcze do każdej części jest wstęp z różnymi ciekawostkami, fragmentami komiksów Carla Barksa, na podstawie których Rosa stworzył swoje dzieło, ilustracjami innych artystów i innymi takimi; słowem - full wypas <3
Jedno, czego bym jeszcze mogła sobie życzyć, to żeby dołączony był też List z domu, bo to w zasadzie epilog całości, ładnie zamykający wątek relacji Sknerusa z rodziną. Ale to byłoby raczej niemożliwe, bo raz, że to nie jest oficjalnie część Życia i czasów... (chociaż co prawda Ostatnia podróż do Dawson też nie, a miejsce dla niej się znalazło), a dwa i co ważniejsze, wtedy musiałaby też się pojawić Korona krzyżowców, której sequelem jest List..., a to by już naprawdę było trochę za dużo. Tak że nie narzekam, dostałam cudne wydanie swojego ulubionego niemangowego komiksu i wystarczy ^^
No i na koniec paczuszka majowa, tym razem zagramaniczna, składająca się z dwóch części. Część pierwsza to dalszy ciąg moich ulubionych siatkarzy, których pierwszy tom nabyłam rok wcześniej:
Poprzednio czytanie urwało mi się w połowie meczu 3 na 3, teraz urywa się w połowie meczu z Dateko. No cóż, bywa, w każdym razie jak dojdę do drugiego Seijou czy Shiratorizawy to już będę musiała dopilnować, żeby mieć całość na raz. Przeszkadzają mi trochę w tym wydaniu te hamerykańskie jednostki - czemu oni nie mogą jak normalni ludzie używać systemu metrycznego ;p - ale tak poza tym przy czytaniu HQ!! mam zawsze banana na twarzy, ta seria w dowolnej formie to dla mnie jeden z najbardziej niezawodnych poprawiaczy humoru. Większości tych tomików jeszcze nie przeczytałam, ale chyba najwyższa pora się za to zabrać w ramach oczekiwania na ten (miejmy nadzieję że naprawdę) czwarty sezon.
Część druga, książkowa, to natomiast główny powód, dla którego w ogóle zabrałam się za importy - to Haikyuu!! było na początku w sumie tylko tak przy okazji dorzucone do zamówienia i nadal jest dla mnie znacznie mniejszym priorytetem, niż te książeczki:
...o których jednak trochę więcej innym razem, bo to materiał na przynajmniej jedną osobną notkę.