środa, 21 września 2016

Sierpień 2016 - Zdobycze



Nooo, wrzesień się jeszcze nie skończył, więc uznajmy, że wcale się nie spóźniłam z podsumowaniem sierpnia. Niestety – albo i stety, zależy, jak spojrzeć – cudny, niemal pięciomiesięczny okres nicnierobienia zaraz mi się kończy i znając siebie będę wymyślać dowolne dziwne aktywności, żeby się tylko nie uczyć, więc może nawet czasem tu naskrobię cuś recenzjopodobnego. A na razie sierpniowy stosik okołomangowy.





One Piece #7-9
Requiem Króla Róż #3
Pandora Hearts #3
Pet Shop of Horrors #1
Acid Town #1-2, 4
Wzgórze Apolla #1, 6
Rycerze Sidonii #2
Otaku #50, 56







Jako stworzenie o silnym instynkcie kolekcjonerskim mam taki plan, żeby kiedyś zebrać wszystkie numery Otaku i od czasu do czasu nabywam któreś z dostępnych na Gildii numerów archiwalnych. Czekając na zapowiadany na sierpień sześćdziesiąty numer (który, kto wie, a nuż wyjdzie jeszcze w tym roku) zamówiłam sobie te dwa. Zastanawiam się, czy to jest jakieś prawo, że jeśli już dają plakat z serii, którą znam i w miarę lubię, tak jak SnK, to on musi być taki brzydki i z najbardziej irytującą postacią ;p I nie mówię tu bynajmniej o Kolosalnym.





Zawsze wiedziałam, że jestem ślepa, ale dopiero przy okazji tego tomu Sidonii dowiedziałam się, jak bardzo. Na wszelkich MAL-ach w opisie gatunku sterczy jak byk mecha, w posłowiu tłumacz pisze o mechach, w samym komiksie występują manewry z udziałem gward trzymających się za łapki – a ja po przeczytaniu dwóch tomów przypadkiem trafiam na jakąś recenzję i zaliczam opad szczęki, bo, zaraz, to tam są jakieś mechy?! Aż do tej pory żyłam w błogiej nieświadomości i się cieszyłam, że mam do zbierania space operę bez mechów... Całe szczęście gwardy są jednak na tyle sensowne i mało humanoidalne, że nie przeszkadzają i przez większość czasu mogę udawać, że to jakieś normalne myśliwce czy cuś.

Część Pet Shopu czytałam już jakiś czas temu na skanach, ale to na tyle dobra rzecz, że chociaż tę wydaną w Polsce połowę serii mam zamiar sobie powoli uzbierać. Jak na razie oprócz pierwszego tomiku mam jeszcze piąty, nabyty kiedyś przypadkiem w Matrasie i jeszcze nie przeczytany. Szkoda, że to ostatni dostępny u nas i na resztę szans raczej nie widać.

Wzgórze Apolla też zaczęłam czytać na skanach, ale gdzieś tak w połowie pierwszego rozdziału stwierdziłam, że fukać oszczędności, to jest świetne, ja to muszę mieć na papierze. Szósty tom kupiłam poza kolejnością, bo akurat się łapał na promocję na Gildii. Oczywiście czytanie odkładam w najlepsze na później, za to z lubością patrzę, jak tomiki ładnie wyglądają na półce i jaki fajny kontrast tworzą obrazki na obu okładkach.





Trzecie Requiem ma stanowczo najładniejszą jak na razie (i, popatrzywszy w internetach na nadchodzące paskudztwa, prawdopodobnie w ogóle) okładkę, nawet pomimo Henryka. Zresztą muszę facetowi przyznać, że przestał być najbardziej wkur…ropatwiającą postacią w tej mandze. Owszem, jest skrajnie niekompetentnym idiotą, ale przynajmniej zdaje sobie sprawę, że władca z niego jak z Maxona Schreave’a, i nie rwie się do tronu. Za to Edward „Myślę-nie-tą-częścią-ciała-co-trzeba” York… Ech, mam szczerą nadzieję, że skończy jak Robb Stark. Ogółem trzecia część podpasowała mi bardziej od poprzednich (chociaż mogłoby być więcej białego dziczka <3), zwłaszcza drugiej. Oby to była zapowiedź tendencji zwyżkowej, a nie przeplatanki „dobry tomik-słaby tomik”.

Niestety, z One Piece na razie będę musiała przystopować, bo za dużo tych rzeczy do zbierania, a jak już zamawiam przygody Luffy’ego i spółki, to zawsze korci, żeby wziąć od razu kilka tomów. Ale kiedyś na pewno nadrobię te kilkadziesiąt części i postawię na półce… um, znaczy się półkach, o! I pomyśleć, że nie tak dawno temu bałam się brać za tę serię, bo taaaka dłuuuga i z taką dziwną kreską, pewnie mi się nie spodoba…







Na koniec moje pierwsze używane mangi i kolejny dowód, jaka jestem ślepa. Przez cały czas byłam święcie przekonana, że kupuję pierwszą Pandorę, wróciłam z nią szczęśliwa do domu, miałam tak dla odmiany zamiar od razu zacząć czytać, a tu zonk, nagle się okazuje, że tam na okładce jest taka duża trójka i trzeba czekać, aż dojdą poprzednie tomy :c Dziś wreszcie się to czekanie skończyło, ale to już temat na wrześniowe zestawienie.
Na Acid Town szykowałam się już od jakiegoś czasu, pamiętam, że jakoś na początku roku, kiedy to w Matrasie w moim mieście było jeszcze coś więcej niż randomowe a zeszmacone mangowe resztki, nadczytnęłam któryś tom i stwierdziłam, że nawet fajne, ale w końcu nie kupiłam, bo nie było pierwszego tomu. Teraz trafiła mi się okazja na trzy tomiki razem z Pandorką, więc skwapliwie skorzystałam. Przy okazji dwukrotnie zwiększyłam ilość mang od Studia JG na swojej półce i zajęłam się filozoficznymi rozważaniami, dlaczego w zasadzie mam ich tak mało.