Nooo, wrzesień się jeszcze nie skończył, więc uznajmy, że wcale
się nie spóźniłam z podsumowaniem sierpnia. Niestety – albo i stety, zależy,
jak spojrzeć – cudny, niemal pięciomiesięczny okres nicnierobienia zaraz mi się
kończy i znając siebie będę wymyślać dowolne dziwne aktywności, żeby się tylko
nie uczyć, więc może nawet czasem tu naskrobię cuś recenzjopodobnego. A na
razie sierpniowy stosik okołomangowy.
One Piece #7-9
Requiem Króla Róż #3
Pandora Hearts #3
Pet Shop of Horrors #1
Acid Town #1-2, 4
Wzgórze Apolla #1, 6
Rycerze Sidonii #2
Otaku #50, 56
Jako stworzenie o silnym instynkcie kolekcjonerskim mam taki plan,
żeby kiedyś zebrać wszystkie numery Otaku
i od czasu do czasu nabywam któreś z dostępnych na Gildii numerów
archiwalnych. Czekając na zapowiadany na sierpień sześćdziesiąty numer (który,
kto wie, a nuż wyjdzie jeszcze w tym roku) zamówiłam sobie te dwa. Zastanawiam
się, czy to jest jakieś prawo, że jeśli już dają plakat z serii, którą znam i w
miarę lubię, tak jak SnK, to on musi być taki brzydki i z najbardziej irytującą
postacią ;p I nie mówię tu bynajmniej o Kolosalnym.
Zawsze wiedziałam, że jestem ślepa, ale dopiero przy okazji tego
tomu Sidonii dowiedziałam się, jak
bardzo. Na wszelkich MAL-ach w opisie gatunku sterczy jak byk
mecha, w posłowiu tłumacz pisze o mechach, w samym komiksie występują manewry z
udziałem gward trzymających się za łapki – a ja po przeczytaniu dwóch tomów
przypadkiem trafiam na jakąś recenzję i zaliczam opad szczęki, bo, zaraz, to
tam są jakieś mechy?! Aż do tej pory żyłam w błogiej nieświadomości i się
cieszyłam, że mam do zbierania space operę bez
mechów... Całe szczęście gwardy są jednak na tyle sensowne i mało humanoidalne,
że nie przeszkadzają i przez większość czasu mogę udawać, że to jakieś normalne
myśliwce czy cuś.
Część Pet Shopu czytałam
już jakiś czas temu na skanach, ale to na tyle dobra rzecz, że chociaż tę
wydaną w Polsce połowę serii mam zamiar sobie powoli uzbierać. Jak na razie
oprócz pierwszego tomiku mam jeszcze piąty, nabyty kiedyś przypadkiem w
Matrasie i jeszcze nie przeczytany. Szkoda, że to ostatni dostępny u nas i na
resztę szans raczej nie widać.
Wzgórze Apolla też
zaczęłam czytać na skanach, ale gdzieś tak w połowie pierwszego rozdziału
stwierdziłam, że fukać oszczędności, to jest świetne, ja to muszę mieć na
papierze. Szósty tom kupiłam poza kolejnością, bo akurat się łapał na promocję
na Gildii. Oczywiście czytanie odkładam w najlepsze na później, za to z
lubością patrzę, jak tomiki ładnie wyglądają na półce i jaki fajny kontrast
tworzą obrazki na obu okładkach.
Trzecie Requiem ma
stanowczo najładniejszą jak na razie (i, popatrzywszy w internetach na
nadchodzące paskudztwa, prawdopodobnie w ogóle) okładkę, nawet pomimo Henryka.
Zresztą muszę facetowi przyznać, że przestał być najbardziej wkur…ropatwiającą
postacią w tej mandze. Owszem, jest skrajnie niekompetentnym idiotą, ale
przynajmniej zdaje sobie sprawę, że władca z niego jak z Maxona Schreave’a, i
nie rwie się do tronu. Za to Edward „Myślę-nie-tą-częścią-ciała-co-trzeba”
York… Ech, mam szczerą nadzieję, że skończy jak Robb Stark. Ogółem trzecia
część podpasowała mi bardziej od poprzednich (chociaż mogłoby być więcej
białego dziczka <3), zwłaszcza drugiej. Oby to była zapowiedź tendencji
zwyżkowej, a nie przeplatanki „dobry tomik-słaby tomik”.
Niestety, z One Piece na
razie będę musiała przystopować, bo za dużo tych rzeczy do zbierania, a jak już
zamawiam przygody Luffy’ego i spółki, to zawsze korci, żeby wziąć od razu kilka
tomów. Ale kiedyś na pewno nadrobię te kilkadziesiąt części i postawię na półce…
um, znaczy się półkach, o! I pomyśleć, że nie tak dawno temu bałam się brać za
tę serię, bo taaaka dłuuuga i z taką dziwną kreską, pewnie mi się nie spodoba…
Na koniec moje pierwsze używane mangi i kolejny dowód, jaka jestem
ślepa. Przez cały czas byłam święcie przekonana, że kupuję pierwszą Pandorę, wróciłam z nią szczęśliwa do
domu, miałam tak dla odmiany zamiar od razu zacząć czytać, a tu zonk, nagle się
okazuje, że tam na okładce jest taka duża trójka i trzeba czekać, aż dojdą
poprzednie tomy :c Dziś wreszcie się to czekanie skończyło, ale to już temat na
wrześniowe zestawienie.
Na Acid Town szykowałam się już od jakiegoś czasu, pamiętam, że jakoś
na początku roku, kiedy to w Matrasie w moim mieście było jeszcze coś więcej
niż randomowe a zeszmacone mangowe resztki, nadczytnęłam któryś tom i stwierdziłam,
że nawet fajne, ale w końcu nie kupiłam, bo nie było pierwszego tomu. Teraz
trafiła mi się okazja na trzy tomiki razem z Pandorką, więc skwapliwie skorzystałam.
Przy okazji dwukrotnie zwiększyłam ilość mang od Studia JG na swojej półce i
zajęłam się filozoficznymi rozważaniami, dlaczego w zasadzie mam ich tak mało.