Podsumowanie zakupowe jeszcze bardziej opóźnione niż ostatnio, noale sami rozumiecie, że człowiek bywa zajęty życiem i studiami prokrastynacją i fangirleniem Yuri!!! on Ice. Zbiory z dwóch miesięcy, więc jest ich sporo, ale, zaprawdę, powiadam Wam, to jest nic w porównaniu z listopadem. Ilość rzeczy, które mi doszły (i nadal dochodzą) do kolekcji w tym miesiącu, coraz bardziej mnie przeraża...
No, ale nie wybiegając naprzód, zdobycze okołomangowe z września i października:
No, ale nie wybiegając naprzód, zdobycze okołomangowe z września i października:
Requiem króla róż #4
Serafin dni ostatnich #1
Kuroshitsuji #23
Serafin dni ostatnich #1
Kuroshitsuji #23
Pandora Hearts #1, 2, 4, 24
Durarara!! #3
Konbini-kun
Acid Town #3
Konbini-kun
Acid Town #3
Usłyszeć ciepło słońca
Wzgórze Apolla #2
One-Punch Man #4
Green Blood #1, 5
One-Punch Man #4
Green Blood #1, 5
Otaku #8-24, 26
Pisałam już, że Otaku jest jedną z rzeczy, które zacięcie i z uporem
chomika gromadzę, więc oczywiście, kiedy niedawno trafiła mi się
okazja... No dobra, nie niedawno, tylko na początku sierpnia, ale skąd
ja niby mogłam wiedzieć, że na fujowym czacie jest jakaś kategoria
"Inne"? ;-; W każdym razie, kiedy tylko wyszłam z szoku, że, owszem,
jest, i dziewczyna pisemka sprzedająca wcale mojego komentarza nie olała,
tylko napisała peemkę... ponad miesiąc wcześniej... wszystko poszło już gładko,
a mój zbiór mangogazetek powiększył o prawie dwieście procent. W
rezultacie zmuszona byłam do małych porządków wśród papierowych rupieci i
zrobienia miejsca w segregatorze. Po następnym zakupionym numerze będę
co prawda musiała wysiudać stamtąd te najstarsze (jejujeju, jakie one
mikre były! :D), coby zrobić miejsce, ale na razie tak sobie stoją
wszystkie razem i ładnie wyglądają.
(Tytułem wyjaśnienia dodam, że numeru dwudziestego piątego wśród nabytych nie ma, bo akurat kiedy wyszedł pierwszy raz zainteresowałam się mangoanimcami i kupiłam go wtedy).
Już jest kolejne Requiem, a ja poprzedniego nie ruszyłam - oto krótka historia mojej znajomości z tą serią ;p Terminowość Waneko mnie trochę przeraża, całe szczęście zdaje się, że po szóstym tomie przygody Ryśka przejdą już w tryb nieregularny i portfel troszkę odetchnie. Druga dobra rzecz to to, że po tym pstrokatym paskudztwie okładki z powrotem będą ładne. A trzecia jest taka, że na tę najbrzydszą trafił najbardziej, pardon my Klatchian, wkurwiający bohater. Swoją drogą niezależnie od opóźnień z czytaniem uwielbiam dostawiać kolejne tomiki Requiem na półkę i na nie paczać, bardzo mi się podobają grzbiety z obrazkami postaci, szkoda, że nie wszystkie serie takie mają (yup, na ciebie patrzę, Pandoro).
A obok stoi i ładnie wygląda Serafin Dni Ostatnich (nie rozumiem, co się ludziom w tej nazwie nie podoba, mnie ten jej patos bardzo pasuje i do samej mangi, i w ogóle estetycznie). Wąpiórki też co prawda nie dostały obrazków na grzbietach, ale i tak prezentują się przyjemnie dla oka, zwłaszcza w zestawieniu z Requiem, świetnie wypada taki kontrast zielonych i czerwonych napisów na czarnym tle. Jeśli chodzi o to, co w środku, spodziewałam się tego, co w animcu, może trochę lepszego, i właśnie to dostałam. Niczego ta manga nie urywa, nawet nie wiem, czybym mogła z czystym sumieniem polecać, ale zakupu nie żałuję. Ładne to, przyjemne, zawiera przynajmniej jeden obiekt mojego fangirlu, no, ogółem świetnie się sprawdza jako guilty pleasure.
I oto wreszcie zaczęłam czytać Pandorcię. Jak na razie jestem głęboko w lesie, czyli po drugim tomie, więc za wiele powiedzieć nie mogę, ale manga ma u mnie +1000 do fajności za main gieroja. Nie żeby Oz był jakiś wyjątkowo ciekawy czy coś, w każdym razie nie na tym etapie. Po prostu z shounenów miałam ostatnio do czynienia z Hunter x Hunter i Naruto. Obie serie jak na razie całkiem-całkiem mi pasują, ale, o wielki Omie, jakże przyjemnie trafić na bohatera, który tak dla odmiany nie mógłby policzyć na palcach wszystkich swoich szarych komórek i nie cierpi na ostre ADHD!
A poza tym - okładeczki <333
A poza tym - okładeczki <333
Zdjęcie wykonane w celu napawania się bez zdejmowania tomików z półki |
Sialalala, w następnym tomiku Durarary!! zacznie się to, czego nie znam z animca, już się cieszę ^^ A tymczasem akcja się rozkręca, faktycznie coraz ciekawiej się robi. Szkoda tylko, że w centrum tego wszystkiego Kida, nie trawię knypka. Co gorsza jakoś więcej chyba niż w anime Shingena Kishitani, a niech go szlag popieści, a po jednej scenie z jego nową żoną czuję, że będę jej nienawidzić równie gorąco. Klimat też tak jakoś trochu niedomaga, przy oglądaniu niemal można było nożem kroić atmosferę, tutaj tego niet, przez co mniej więcej do połowy książka wypada dość nijako. Z drugiej strony za to mam wrażenie, że jakby bardziej wyeksponowany został Dotachin i spółka, co się chwali. No i nie ma opcji, żeby LN-ka - w każdym razie z tej serii - była słabsza od mangi. Ten arc to już w ogóle, komiksowe wersje poprzednich były trochę gorsze od nowelek i anime, ale przyzwoite, natomiast Yellow Flag Orchestra totalnie mnie zaskoczyła, nie wiem, co to się zadziało, że poziom tak poleciał na łeb na szyję.
Wracając do tematu, OPM oczywiście jak zawsze pierwszorzędne. Minęliśmy już całe szczęście historię wielkiego meteoru, a więc i ten najbardziej nieprzyjemny moment, kto oglądał/czytał wie jaki. Myślałam, że skoro wiem, czego się spodziewać, wrażenia będą bardziej stonowane. A dzie tam, tak samo jak przy anime zabolało, miotnęło z wściekłości i zrobiło się żal Saitamy. Za to zaczął się właśnie mój jak na razie ulubiony arc z Królem Mórz, już zacieram łapki na tom piąty i ciąg dalszy.
Wyjątkowo, bo zazwyczaj szkoda mi na takie tytuły hajsów, trafiły się aż trzy jaojce. I żadnego jeszcze nie zaczęłam czytać, tak bardzo ja ;p Do Usłyszeć ciepło słońca w sporym stopniu (oczywiście oprócz tego, że wszystko od Dango kcem mieć i już) zachęciła mnie okładka, ale nie spodziewałam się, jak cudnie wygląda w realu, serio, żadne z licznych zdjęć, które widziałam przez parę ostatnich miesięcy, nie oddaje jej osomności, ją trzeba zobaczyć i pomacać na żywo <3
Konbini-kun to mój szósty tomik od Kotori i pierwsze ichnie BL, aż mi trochę dziwnie, jak sobie to uświadomiłam xD Ponoć sympatyczne czytadełko, na razie pobieżne przejrzenie to potwierdziło, mam nadzieję, że się nie zawiodę. Na plus jeszcze kotecek na okładce (i pewnie też w fabule), wiadomo, że wedle praw wszechświata wszystko zawierające uroczego kotka jest lepsze.
Brakujący tom Acid Town dokupiony, teraz na jakiś czas mam z tą serią spokój. W sumie nawet fajnie zbierać rzeczy od JG, przynajmniej portfel ma dłuugie okresy odpoczynku i nie musi się człowiek stresować, że zaraz wychodzi kolejna część, a tu zalega nieprzeczytane x poprzednich.
Konbini-kun to mój szósty tomik od Kotori i pierwsze ichnie BL, aż mi trochę dziwnie, jak sobie to uświadomiłam xD Ponoć sympatyczne czytadełko, na razie pobieżne przejrzenie to potwierdziło, mam nadzieję, że się nie zawiodę. Na plus jeszcze kotecek na okładce (i pewnie też w fabule), wiadomo, że wedle praw wszechświata wszystko zawierające uroczego kotka jest lepsze.
Brakujący tom Acid Town dokupiony, teraz na jakiś czas mam z tą serią spokój. W sumie nawet fajnie zbierać rzeczy od JG, przynajmniej portfel ma dłuugie okresy odpoczynku i nie musi się człowiek stresować, że zaraz wychodzi kolejna część, a tu zalega nieprzeczytane x poprzednich.
Tutaj też niczego jeszcze nie ruszyłam, tylko przejrzałam. Green Blood tom pierwszy i ostatni, czyli standardowo jak zawsze, kiedy zaczynam nadrabiać jakąś serię. Zachęciła mnie do niej głównie kreska, do czytania się na razie aż tak nie rwę, poczekam, aż sobie kiedyś na spokojnie skompletuję całość.
Wzgórze Apolla z kolei przydałoby się zacząć czytać, bo już za niedługo przyjdą kolejne tomy, a tu ledwo napoczęłam pierwszy i to kiedyś, dawno, dawno temu, w internetach. No, ale to już moja standardowa przypadłość, że mangi, o których wiem, że mi się spodobają, odkładam na później jeszcze dłużej, niż wszystko pozostałe.
(Tak na koniec dodam, że była to notka w większości sponsorowana przez ósmy odcinek Jurków na lodzie, ze względu na który dałam sobie wczoraj bezwzględny szlaban na tumblra i musiałam się czymś zająć, coby tam nie zabłądzić).