niedziela, 16 października 2016

Kuroshitsuji - Red Butler Arc

Anglia, koniec XIX w. W Londynie grasuje seryjny morderca, zwany Kubą Rozpruwaczem. Śledztwo w tej sprawie zostaje powierzone "kundlowi królowej" - dwunastoletniemu hrabiemu Cielowi Phantomhive. Mimo młodego wieku chłopiec, tak jak jego poprzednicy, służy koronie brytyjskiej rozwiązując różne mroczne i niebezpieczne zagadki. Pomaga mu w tym Sebastian, lokaj, w którego przypadku określenie "diabelsko dobry" nie jest tylko przenośnią. Ta sprawa może jednak okazać się trudniejsza, niż ktokolwiek by przypuszczał, tym bardziej, że kamerdyner Ciela nie jest jedynym nadnaturalnym stworzeniem w mieście...


okladka

Tytuł oryginału: Kuroshisuji (黒執事)

Autor: Yana Toboso

Oryginalne wydanie: Square Enix

Polskie wydanie: Waneko

Rozdziały: 6-14

Tomy: 2-3

Gatunek: demony, tajemnica, historyczny, fantasy

(Na wszelki wypadek ostrzegam, że mogą być spoilery do tego arcu).



Większość osób pewnie ma taki tytuł, od którego zaczynał przygodę z m&a i do którego ze względu na to wciąż ma sentyment. Mnie na dobre na azjatycką stronę mocy przeciągnęło na początku tego roku FMA, ale nie był to pierwszy raz, kiedy zainteresowałam się mangą. Dawno, dawno temu, w głębokiej gimbazie, przeżyłam krótką fazę, która zaowocowała kupnem kilku tomików mang. Dwa z nich były to początkowe tomy Kuroshitsuji i na tę właśnie serię głównie wtedy fazowałam. Kiedy mi przeszło, mangi poszły w różne ciemne kąty pokoju, z których wyciągnęłam je dopiero jakoś w styczniu, na fali nowego i silniejszego zainteresowania postanawiając odnowić z nimi znajomość. Moje pierwsze ówczesne opinie o przygodach Cielątka i Sebastiana były, delikatnie rzecz ujmując, dalekie od entuzjastycznych, ale że osiągnięcie za niedropanie mang na MAL Graphie samo się nie zdobędzie, w końcu się przemogłam i poszłam dalej. Całe szczęście, patrząc z perspektywy czasu.
W przeciągu paru miesięcy moje nastawienie zmieniło się od "jak ja w ogóle się mogłam zachwycać tym szitem?!" do "alejakto nie ma więcej tomów, jak żyć?!". Niby mogłabym czytać kolejne rozdziały w necie, ale, odkąd pewnego pięknego dnia na widok całego rządku Kurosza w empiku nie wytrzymałam pokusy, postanowiłam zacząć zbierać tomiki i grzecznie czekać, aż wyjdzie kolejny. A w ramach zaspokajania fandomowego głodu odświeżyć sobie całość od początku i przy okazji naprodukować trochę noci na blogasku.


tomiki
Tylko niech nikt przypadkiem nie padnie z wrażenia, jak dużo tego mam.


O pierwszym arcu pisać nie będę, bo już to kiedyś zrobiłam i nadal się pod większością tej opinii podpisuję, chciałabym tylko dodać, że kiedy nic nowego nie ma, to i toto wchodzi i nawet się może podobać. Ale jednak polecam każdemu ewentualnemu czytaczowi zaczynać od tomu drugiego i dopiero potem ewentualnie wrócić, coby się na dzień dobry nie zniechęcić.

A w tomie drugim zaczyna się arc chyba najbardziej znany, niestety, nawet w pierwszym animcu się pojawił. Piszę: "niestety", bo mój główny problem z nim polega na tym, że rozwiązanie zagadki morderstw znałam na długo przed tym, jak po raz pierwszy zaczęłam samą mangę czytać, ba, była to jedna z pierwszych rzeczy, jakich się w ogóle o tym fandomie dowiedziałam. I obawiam się, że nie jest to tylko i wyłącznie mój problem, bo żeby dowiedzieć się prawdy o Grellu wystarczy na chwilę otrzeć się o okołokuroszowe rejony netu, a kiedy już się ją zna, rozwiązanie staje się praktycznie oczywiste. Jasne, nawet wtedy można mieć z czytania frajdę, ale jednak trochę głupio od początku znać zakończenie było nie było kryminału, tym bardziej, że postacie jeszcze nie są w stanie nadrobić za niedostatki fabuły.
Bo, pomijając już powyższe, fabularnie arc o Kubie Rozpruwaczu niczym nie powala. Ot, Cielątko dostaje od królowej polecenie zajęcia się sprawą, jedzie po informacje do Undertakera, znajduje podejrzanego, podejrzany okazuje się niewinny, wtem! nagłe olśnienie i voila, już wszystko wiadomo, jeszcze tylko trochę bitki i koniec. No litości, to ma być rozwiązywanie jednej z najbardziej znanych historycznych zagadek kryminalnych? Gdzie tu jakiś suspens, mylenie czytelnika? Może to Agatha Christie i różne seriale kryminalne mnie rozpuściły, ale od polowania na seryjnego mordercę oczekiwałabym jednak czegoś więcej.




Jeśli chodzi o bohaterów, grzech nie wspomnieć przede wszystkim o Sebastianie. W pierwszym tomie przeraźliwie marysójkowaty, tutaj zaczyna pokazywać się z lepszej strony. Owszem, nadal jest Garym Stu do sześcianu, ale wreszcie objawiają się jego ciekawsze cechy, jak uroczo demoniczną dokładność w wypełnianiu poleceń czy miłość do kotów. Przyjemnie też zobaczyć jego opinie na temat pozostałej służby czy panicza. W gruncie rzeczy Sebastian jest na tym etapie najciekawszą i najbardziej lubialną postacią.
Madame Red nie lubiłam kiedyś, nie lubię teraz i raczej marne szanse, żebym kiedykolwiek zapałała do niej jakimkolwiek cieplejszym uczuciem. Jej motywy wydają mi się cholernie kliszowate, ale przede wszystkim kompletnie siada mi przy kobitce zawieszenie niewiary. Kobieta lekarz, obcięta na pazia, nosząca się na czerwono, klepiąca facetów po tyłkach i opowiadająca nieprzyzwoite żarty - i ktoś taki jest w XIX w. szanowanym członkiem socjety? No chyba nie, nawet w kuroszitowersum, które jest z zasady dziewiętnastowieczne dość umownie, kompletnie tego nie kupuję.
Pozostałe postacie hurtem są... przeciętne. Lizzie i służba Phantomhive'ów nie irytują już tak bardzo, nawet wypadają całkiem sympatycznie, ale to jeszcze nie ich czas; Cielaczek nie pokazuje się ani jako specjalnie wkuropatwiający mały dupek, ani jako szczwany knowacz; Lau sprawdza się jako Element Komiczny, ale nic więcej z tego nie wynika; Grell, cóż, najpierw przez dłuższy czas się kamufluje, ale nawet później wychodzi głównie przegięty i daleko mu do późniejszej klasy; wicehrabia Druitt praktycznie nie ma w sobie tej cudnej wariackiej druittowości; ogółem można powiedzieć, że wszyscy wypadali w innych momentach lepiej, niektórzy też znacznie gorzej. A tutaj? Ot, tacy nijacy. Jedyny chlubny wyjątek stanowi Undertaker, chyba najrówniej prowadzona postać tej serii, ale on zawsze wychodzi autorce tak samo pierwszorzędny.

Kreska, jak to w Kuroshitsuji, ogółem bardzo ładna, w porównaniu do pierwszego tomu muszę pochwalić mniejsze wybiszenie i większe zróżnicowanie wszystkich wokół, ale parę razy trafiają się kadry... Nie powiem, że złe, zresztą za bardzo się na tym nie znam, ale jakieś takie dziwne, z postaciami niekoniecznie wyglądającymi jak one. Trafia się to jednak na tyle rzadko, że się zbytnio nie czepiam.
Słówko jeszcze o wydaniu, skoro mam przynajmniej ten drugi tomik. Z zewnątrz prezentuje się ślicznie (co prawda mnie osobiście niezbyt pasuje obrazek na okładce, ale to już kwestia gustu), do tłumaczenia zastrzeżeń nie mam, za to bardzo bym chciała wiedzieć, gdzie byli ludzie od korekty. Praktycznie co strona, to literówka. Do tego obwoluta zjeżdża i to nie tak normalnie, jak przy niektórych śliskich, że wysuwa się kiedy za nią trzymać, nie, ona zjeżdża, jeśli się na nią za mocno oddycha, o mocniejszych poruszeniach nie wspominając. Widać to nawet na pierwszym zdjęciu do tej notki, ułożyłam to cholerstwo najdokładniej jak mogłam, a i tak się przesunęło. Podobnie mam zresztą z pierwszym tomem, natomiast reszta jest już normalna. Zakładam, że to tylko pierwsze takie felerne, a w późniejszych wydaniach poprawili. A tym bardziej te literówki, bo obwoluty obwolutami, ale wstyd puszczać do druku takie byki.

Ogólnie rzecz biorąc nie jest to najlepszy arc, niczym nie powala, wyraźnie widać, że autorka dopiero się docierała i nie miała jeszcze najlepszego warsztatu. Czyta się jednak tę historyjkę całkiem przyjemnie i prezentuje ona poziom co najmniej przyzwoity. Nie żebym ją polecała każdemu z czystym sumieniem, ale myślę, że warto spróbować, tym bardziej, że dalej jest już tylko lepiej.

~~~*~~~

Ze spraw technicznych: od tej pory nowych postów można się spodziewać jakoś tak w niedzielę, poniedziałek. Mam nadzieję dawać je co najmniej raz na dwa tygodnie, zobaczymy, jak to wyjdzie