czwartek, 16 marca 2017

Kurturarnie #3

Tę notkę zaczęłam pisać bardzo dawno temu i tylko nie mogłam się zebrać, żeby skończyć, więc to raczej nie "co ostatnio obejrzałam", a "co obejrzałam parę tygodni (albo nawet trzy miesiące) temu". W każdym razie jestem z siebie dumna, nowy post zaledwie tydzień po poprzednim, to takie do mnie niepodobne :'D

Elfen Lied

Z rok temu przeszłam fazę nałogowego przesiadywania na TV Tropes i zapamiętałam z tamtych czasów, że coś podejrzanie często przewijała mi się ta seria, więc uznałam, że może by warto znać. Nie było warto. Serio, jeśli przypadkiem macie toto w planach, dajcie sobie spokój i przeznaczcie czas na coś bardziej wartościowego, nie wiem, Zmierzch sobie obejrzyjcie. Meyer przynajmniej niektórzy bohaterowie przypadkiem wyszli dobrze. W Elfen Lied nie ma ani jednej sensownej postaci. Zaraz, co ja gadam: postaci, tam nie ma ani. Jednej. Cholernej. Sensownej. Rzeczy. No, opening niezły, mnie akurat nie trafił w estetykę, ale to może dlatego, że pokazują w nim główną bohaterkę, co automatycznie podnosi ciśnienie i budzi żądzę mordu. Fabuła to jakieś dzikie i niemożebnie durne pomieszanie haremówki z gore, które próbuje udawać głębię, ale już Coelho to wychodzi lepiej. Chciałam napisać, że bohaterowie mają jeden wspólny kurzy móżdżek, ale to chyba jednak byłaby zbyt pochlebna ocena ich poziomu intelektualnego. Pierwsza seria, której z czystym sumieniem wystawiłam pałę na MAL-u i szczerze żałowałam, że nie ma ujemnej skali ocen.
(Obrazka tutaj nie daję, bo nie mam ochotę paczać na ten koszmarek mający być główną bohaterką).



Bleach

Tytuł z grona tych, za które miałam się za skarby nie brać, a jednak. Początkowo nie porwało mnie jakoś szczególnie, dopiero z czasem akcja się zaczęła rozwijać i powolutku wciągnęła. Jakaś też chyba była w tym zasługa mojej niezwykłej bystrości, tym razem przejawiającej się tym, że ściągnęłam na zaś kilkadziesiąt odcinków i dopiero po fakcie uświadomiłam sobie, że to wszystko angielski dub. I, jaką by to nie było herezją, ta wersja podoba mi się znacznie bardziej od oryginalnej, choćby Orihime taka jakby mniej smarkato-piskliwa, Ichigo sympatyczniejszy, zresztą animcoludki gadające hamerykańskim akcentem zawsze mi robią dzień.
Mam za sobą niewiele odcinków, więc wiele się jeszcze może zdarzyć i popsuć (i zapewne popsuje, chociaż mam nadzieję, że animiec się urwie zanim dojdzie do bardziej, er, fascynujących rzeczy), ale na chwilę obecną wrażenia jak najbardziej pozytywne. Postacie da się lubić, zwłaszcza plus za fajne kobitki. Rukia od początku była moją faworytką, ale z czasem też polubiłam Orihime, miło, że nie jest tylko takim firaniastym ozdobnikiem. Z facetów podpasował mi głównie Uryuu, Uruhara i, o dziwo, Ichigo, rzadko się zdarza, żebym tak polubiła shounenowego gieroja. Słowem - HxH to to nie jest, ale nie żałuję, że zaczęłam.



Soul Link

Z jednej strony zdarzają się świetne tytuły, których jakoś nie jest się w stanie polubić; z drugiej bywają i takie, których wady można by wypisywać w nieskończoność, a i tak się podobają. W moim przypadku do tej drugiej kategorii należy właśnie ten animiec. Jakbym tak się chwilę zastanowiła, mogłabym wypisać tu całą długaśną listę, co w nim było nie teges, ze szczególnym uwzględnieniem złego, złego CGI, niewinnych jako te lelije terrorystów, fanserwisu, WTF-nego happy endu i pewnego jeszcze bardziej idiotycznego wątku, który całe szczęście nie był tak do końca dosłownie wytłumaczony i mogłam sobie headcanonować, że to tak naprawdę wcale nie było tak, jak twórcy mi usiłowali wmawiać. A mimo to jakoś się przywiązałam do większości postaci, kibicowałam im i na końcu albo cieszyłam się, że przeżyły, albo smutałam, że nie. No, przynajmniej dla określonej wartości "końca", bo ostatni bodajże z kwadrans ostatniego odcinka postawił sobie za cel zepsucie wszystkiego tego, co chwilę wcześniej mnie ruszyło emocjonalnie. Ale znowu sobie trochę zmodyfikowałam kanon i było git.
Myślę, że jednym z powodów, dla których ten animiec mi się spodobał, był brak jakichkolwiek zawirowań uczuciowych, praktycznie od początku wiadomo było, że jeden facet jest czy będzie z tą kobitką, a drugi z tamtą, podobnie z dwoma pairingami pobocznymi, żadnych straszliwych dram, wielokącików i tak dalej. Oczywiście musiało być trochę scen romantycznych, ale nie odwracały uwagi od tego, że bohaterowie są w kosmosie i muszą walczyć o przetrwanie. I bardzo słusznie, tak być powinno.



Free!

Po sami-wiemy-jakiej serii z sezonu jesiennego zachęciłam się do sportówek i postanowiłam jako z jedną z pierwszych zapoznać się z anime o pływających chłopcach. Rzecz jasna nie oczekiwałam nie wiedzieć jakich cudów, zawszeć to seria szkolna, ale i tak się rozczarowałam. Niestety, zabrakło jedynego właściwego szczęśliwego zakończenia, jakim byłaby powolna a bolesna śmierć tego bezgranicznie wkurzającego bezmózgowia imieniem Nagisa. Haruka też niewiele lepszy, jego nieogarnięcie po dwóch odcinkach przestało śmieszyć, a zaczęło skłaniać do częstych a intensywnych spotkań czoła z biurkiem. Czemu to on ma więcej czasu ekranowego, a nie taki Rin, który jest normalniejszy, wygląda fajniej (nawet mimo tego, że po uzębieniu sądząc jest jakąś mieszanką ryboludzia z One Piece) i mówi głosem Miyano Mamoru... O dwóch pozostałych członkach klubu mogę powiedzieć tyle tylko, że byli. Za to obie babeczki, nauczycielka i Kou, wypadły nader sympatycznie. Chociaż za licho nie zrozumiem, jak można się zapisać do klubu pływackiego, choćby nawet tylko w ramach pomocy koleżeńskiej, i ani razu nie zechcieć wejść do basenu.
Pod względem fabularnym, cóż, shounenowato. I to nie w dobry sposób. Gdybym nawet znalazła sobie jakiegoś ludka do trzymania zań kciuków i tak nie mogłabym z czystym sumieniem życzyć jego teamowi zwycięstwa, bo od początku jasne było, że jedynym możliwym wygranym w tym animcu będzie nachalna nakama power. Drugą połowę oglądałam już w przyśpieszonym tempie (z małymi wyjątkami w scenach w Rinem), inaczej znudziłabym się na śmierć. Humor niby czasami faktycznie bawił... czasami. O fanserwisie się nie wypowiem, bo raz, że niezbyt pasuje mi tutejsza kreska i większość chłopaków jest dla mnie zwyczajnie paskudna, dwa, roznegliżowani panowie, zwłaszcza zupełnie mi obojętni, to w moim przypadku równie trafiony fanserwis, co schnąca farba.
Ogólnie rzecz biorąc anime z gatunku "obejrzeć i zaraz zapomnieć". Jedyne, co z czystym sumieniem mogę pochwalić, to opening, ending i scenka, która dostarczyła mi sto razy więcej fangirlowej radości niż cała reszta tych dwunastu odcinków...


...niestety w sposób całkowicie przez twórców niezamierzony. Więc w sumie też nie bardzo mam co tu chwalić, ale rozumiecie, ostra faza, wszystko się człowiekowi kojarzy. A w ogóle to u Jurków nawet katsudony - czy to w miseczce, czy na łyżwach - apetyczniej wyglądają, o.



Plastic Memories

Właściwy tytuł powinien brzmieć "jak zepsuć dobrze zapowiadające się science fiction". Początek wygląda obiecująco - chłopak zatrudnia się w firmie utylizującej androidy zwane Giftiami, które przekroczyły okres przydatności, niedługo stracą wspomnienia i mogą stać się niebezpieczne. Jak można się jednak domyślić, właściciele niekoniecznie chętnie rozstają się z robotami, które często są dla nich członkami rodziny. To można było tak świetnie rozwinąć. Można było pójść w epizodyczną dramę w stylu jeden odcinek - jeden android do odebrania, pokazać różne przypadki i porozważać sens tworzenia czujących, myślących maszyn z ustalonym z góry terminem funkcjonowania. Można było dorzucić antagonistów w postaci nielegalnych zbieraczy Giftii, wyjaśnić, jaki mają cel, pokazać walkę z nimi. Można było wprowadzić wątek sporów z siłami porządkowymi czy rywalizacji z innymi oddziałami firmy, których pracownicy niekoniecznie przejmują się uczuciami właścicieli odbieranych androidów. Nawet ostatecznie można było pociągnąć powiązania rodzinne głównego bohatera, żeby trochę zagmatwać i utrudnić postaciom życie.
Ale pooo cooo się starać, skoro można zrobić kolejne "wzruszające" rHomansidło z parą idealnie generycznych bohaterów, a ludzie i tak to kupią.
Nie mam zielonego pojęcia, po jaką cholerę w ogóle te wspomniane wyżej wątki zostały wprowadzone, serio. Nielegalni zbieracze? Raz się pokazali, nikt nie raczył wyjaśnić, co za jedni i po kiego im zepsute androidy. Policja czy co to tam było? Raz się pokazała, żeby szefowa gieroja mogła strzelić focha na ludzi wykonujących swoją pracę, finito. Pracownicy innych oddziałów firmy? Pojawia się cała jedna osoba, wszyscy stwierdzają, że, ojej, jak oni tam mogą być tacy nieczuli w stosunku do właścicieli Giftii, nikt nic z tym nie robi, koniec tematu. Rodzina gieroja? Nie wiem, czemu właściwie musiał dostać robotę akurat dzięki koneksjom, skoro nie jest to nigdy później wspominane. Samo odbieranie androidów? Troszkę na początku, ale kiedy Generyczny Męski Protag zaczyna randkować z durną a bezbarwną androidzią lolitką można by pomyśleć, że nagle oni tam w ogóle żadnych obowiązków nie mają, tak bardzo temat znika.
Żeby chociaż postacie były w miarę ciekawe, ale dzie tam. Może niektórzy z drugiego planu mieli trochę potencjału, niestety kompletnie nierozwiniętego. A i tak wszyscy - no, może oprócz szefowej, nienawidzę babsztyla - wypadali sto razy lepiej od głównej parki. Cóż, jaka seria, tacy bohaterowie, tutaj wszystko na poziomie dennym.

16 komentarzy:

  1. Już słyszę jak "tru ril dip ołtaku" wrzeszcza że "Elfien Lied i Death Note to majstersztyk i mega dorosłe. Reeee!!!"
    Manga jest dosyć odmienna w stosunku do anime, które było pośrednie.

    Shounenowe tasiemce, nawet ja będąc NEETem nie miałem czasu czytać wszystkich.

    Anime na bazie VNek:
    - zawsze "wygrywa" GŁOWNA bohaterka (czyli najgorsza, nijaka żeby pasowała wszystkim czyli NIKOMU)
    - fabuła i zachowanie postaci tez inne niż w originale
    - słaba oglądalność i popularność "na jeden sezon"
    Co mnie bardzo boli, bo akurat bardzo lubię VNki

    Plastic Memories aka. "Miało być świetnie a dostaliśmy pomyje"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat z pultaniem się o te dwie serie to się jeszcze nie spotkałam, ale pewnie mało widziałam xD

      Szczerze mówiąc z dwojga złego już czasem wolę tę nijaką gieroinę, jeśli w tej nijakości przynajmniej nie jest wkurzająca. Nie widziałam jeszcze za wielu VN-kowych animców, ale w takim Clannadzie główna dziewczynka prawie mnie nie irytowała, w przeciwieństwie do przynajmniej trzech innych.

      Tak, to też byłby bardzo trafny tytuł.

      Usuń
  2. Elfen Lied miał cudny opening i scenę z pieskiem. I tylko tyle było warte uwagi w tym anime. XD

    OdpowiedzUsuń
  3. ALE ELFEN LIED TO JEST SZTUKA TAK WIELE EMOCJI JAK MOZESZ NIE ROZUMIEC BOZE TAK TO JEST JAK SIE DZIECI ZABIERAJA ZA OGLADANIE TO POWAZNE ANIME DLA DOROSLYCH KONFLIKT TRAGICZNY POWAZNE KREW NO I OPERA!!!!!
    Ciesz sie, ze nie czytalas mangi. Jest duzo, duzo gorsza. Na starym blogu napisalam kiedys recenzje, ale nie pokaze, bo sie wstydze jakosci mojej pisaniny.
    Bleach jest naprawde fajny, obejrzalam cale anime i przeczytalam mange (pierwsze 20 tomow dwukrotnie). Ludzie duzo narzekaja, ale jak dla mnie to naprawde dobry shounen. Nawet ostatni arc, ktory wszystkich zalamal, nadal byl lepszy od wiekszosci takiego Fairy Tail czy Nanatsu no Taizai xD Serio. Ale ten dub to moglabys jednak zmienic ;_; Iczigo jest w porzadku, piateczka! Ludzie narzekaja, ze to typowy Gary Stu z mocami z dupy, ale przeciez to na dobra sprawe bardzo sympatyczna postac. Nie drze co chwile mordy, nie rzuca sie na oslep, nie jest Typowym Shounenowym Erotomanem, nie jest przyglupi, podczas walki naprawde stosuje jakas taktyke i o wiele czesciej niz inni protagonisci shounenow posluguje sie glowa. Moce z dupy? Blagam, Iczigo moze i jest kosmicznym mieszancem, ale przynajmniej kazda jego umiejetnosc ma swoje wyjasnienie, a nawet rewelacja z jego matka faktycznie ma sens, jesli sie blizej przyjrzec. No overpower, ale przynajmniej z sensem, a nie, ze jak w Fairy Tail nakama power i kropka -_- No i w sumie Iczigo tak na dobra sprawe ostatecznie nie zalatwia przeciwnikow tak latwo - to nie on walczyl z najsilniejszym (teoretycznie) Espada, to nie on ostatecznie pokonal bossa. Tak, jestem fanka tej serii xD Moze i sporo glupotek, ale jaka boska kreacja postaci. Tez lubie Orihime, piateczka, to nieczeste :( Ludzie tego nie widza, ale mnie zawsze uderzalo, ze Bleach jednoczesnie jest do bolu shounenem, ale zarazem dosc nietypowym. Mamy stosunkowo duzo autentycznie silnych, waznych postaci kobiecych (bez namyslu moge wymienic kilkanascie), Ichigo, pominawszy jego super duper moce, z charakteru jest bardzo zwyczajny jak na protagoniste shounena i zdroworozsadkowy, czesto postacie wyglaszaja bardzo cyniczne komentarze, do tego w mandze jest calkiem sporo brutalnosci, urwane rece na porzadku dziennym.
    Btw, dotarlas juz do arcu z Arrancarami? Czy ta muzyka nie jest boska? :D
    Tak na dobra sprawe wiekszosc Bleacha byla na wysokim jak na battle shounen poziomie, wiec potem spadek jakosci wszyscy odczuli bardzo wyraznie.
    Urahara <3 Boze, o tej postaci moglabym pisac elaboraty.
    Przepraszam, sprawy wymknely sie spod kontroli xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mamo to nie etap dorastania, Elfjen Lejd to jest głębokie przeżycie, nie zrozumiesz."
      Ale przepraszam bo akurat manga byłą TROCHE sensowniejsza (hehe "sensowniejsza", o Boże zaplułem się ze śmiechu jak to napisałem) i nawet coś tam coś tam coś wyjaśnia.
      Bleacha oglądałem na Hyperze, mangi nie czytałem ale podobno dobre tylko "pułapka w pułapce w pułapce pułapki ALE nie spodziewałeś się tego HA!"

      Usuń
    2. Cieszę się i z uwagi na swoje zdrowie psychiczne nie zamierzam nigdy tykać niczego związanego z tym uniwersum. Ani niczego tego autora. Niezależnie, czy manga lepsza, czy gorsza, odstrasza mnie sam widok różowowłosych stworów z kocimi uszkami... um, rogami znaczy.
      Ejno, Fairy Tail też chcę w swoim masochizmie kiedyś obejrzeć, wiem, że tam fabuła składa się z cycków i nakama power, nie musisz mnie aż tak załamywać przypominając xD Spokojnie, jeszcze kilkanaście odcinków i dub mi się skończy, potem to już w napisach pójdę jak bór przykazał, w końcu a nuż się trafi jakiś fajny seiyuu? Z tym, co piszesz o Ichigo (a w każdym razie z tymi częściami, do których już dotarłam) mogę się tylko zgodzić, w sumie w tej chwili jest chyba moim trzecim ulubionym protagonistą shounena. Nie wiem, czemu ludzie tak nie cierpią Orihime, okej, Rukia jest bardziej typowo "cool" postacią i rozumiem, że można ją lubić bardziej od rudej, ale żeby zaraz hejcić? ;p Jak już o kobitkach mowa, jakie to faaajne, że nie ma fanserwisu <3, w każdym razie nie przypominam sobie żadnego takiego momentu. Za to bardzo podoba mi się humor. Kurczę, miałam dziś w planach coś całkiem innego do oglądania, ale pisząc aż się zachęciłam i chyba sobie zaraz parę epków puszczę :D
      Zaraz, zaraz, nie tak szybko, u mnie to oni dopiero Rukię ratują! Bardzo wolno mi to oglądanie idzie, ale mam twarde postanowienie wyrobienia się do końca roku xD Muzyka od poczatku jest fajna swoją drogą, chociaż nadal mam lekkiego focha p.t. "pierwszy opening (i ending w sumie też) najlepszy i po kij było zmieniać".
      A tam, nie masz za co przepraszać, lubię czytać długie wywody o seriach, które mi się podobają :D Także ten, jakbyś miała ochotę pisać elaboracik o Uraharze, to ja reflektuję na przeczytanie ^^

      Usuń
    3. Nie mogę, spoilery :C

      Usuń
  4. Ja mam ten problem, że nie potrafie zabrac sie za tasiemce typu Bleach, Naruto czy chociazby One Piece. Wiele ludzi poleca, mówią że dobre, że smaczne, ale jak widzę ilość odcinków to mam ochotę schować się do szafy, bo wydaje mi się, że nigdy tego nie skończę xD Swą przygodę z Wybielaczem skonczylam bowiem bardzo szybko, bo chyba jakoś po 14/16 episodzie, jakos nie zbyt mi podeszlo. Ale teraz jak tak piszesz i widze, że inni nadal dobrze sie wypowiadają to kurcze, mam ochotę znowu zapoznac sie z ta historia :v

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie rozumiem, sama bardzo lubię kończyć rzeczy i dłuuugie serie w pierwszej chwili trochę mnie odstraszają. Tym bardziej, że z zasady niczego nie dropam, więc jak już zaczęłam, to nie ma przebacz, muszę brnąć do końca. Ale zaraz mi się przypomina, że pierwsza animcoseria, jaką skończyłam, miała ponad setkę odcinków (co prawda tasiemcem nie była, noale), więc jednak da radę dojść do końca xD
      W każdym razie jeśli masz ochotę oglądać, to polecam chociaż doczekać do tego pierwszego większego arcu z ratowaniem Rukii, akcja się wtedy na dobre rozkręca :3

      Usuń
  5. Bosz, jak tu wszyscy po Elfen Lied jadą :P Nie żebym pamiętała z tej serii coś ponad to, że nie ogarnęłam kompletnie zakończenia i że była durną haremówką, która zraziła mnie do tego typu historii...
    Bleach u mnie ciągle czeka na swoją kolej, jak i parę innych kultowych tasiemców, ale właśnie tej tasiemcowości się boję, że to długie i jak mnie wciągnie to życia mieć nie będę ^^
    Przy Free ja się akurat dobrze bawiłam, ale i tak najlepiej wspominam odcinek specjalny - to w sumie jedyna seria, w której special oceniłam wyżej niż główne anime, odebrałam go jako parodię i tak się śmiałam, że aż współlokator przyszedł sprawdzić, co się u mnie dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, witaj w klubie, jeśli chodzi o podejście do tasiemców! Mnie oprócz ilości odcinków przeraża również myśl, że nigdy tego nie skończę i prędzej umrę xD"

      Usuń
    2. Bo jest po czym xD Osobiście ani schematyczne haremówki, ani serie z masą krwi i brutalności dla samej krwi i brutalności specjalnie mi nie przeszkadzają, ale jeśli animiec jest jednocześnie jednym i drugim, do tego usiłuje mi wmówić, że ma głębokie przesłanie, a suma IQ bohaterów razem wziętych dąży do zera, cóż...
      Ja, tak jak Noirceur, raczej się boję, kiedy ja to wszystko skończę xD
      Speciala kiedyś tam planuję, jak już coś oglądam to lubię oglądać razem ze wszystkimi dodatkami. Jak taki zabawny, to tym bardziej :3

      Usuń
    3. To mam nadzieję, że special cię nie rozczaruje.
      "Kiedy ja to skończę" => jak to dobrze znam, mam problem (głównie brak czasu) ze skończeniem serii, które lubię, a mają tylko po 30 docinków, więc tasiemce jeszcze do tego dorzucać, to już się całkiem pogrążyć w niedokończonych animcach.

      Usuń
  6. Dla mnie głównie Rei trzymał Free!, im go było więcej tym lepiej, ale jako sportówki tej serii nie traktowałam. Raczej jak taki komediodramat z fanserwisem. Ale też miałam mieszana uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rei to był ten z jasnobrązowymi włosami? Tego to nawet troszkę polubiłam, jedyny rozsądny. W sumie gdybym z góry nie traktowała tego jako sportówki może by mi bardziej podeszło.

      Usuń