czwartek, 9 marca 2017

Okołomangowe zbiory #1

Od dawna planowałam zrobić taką notkę jakoś w lutym, bo tak się składa, że mniej więcej w tym okresie w zeszłym roku zaczęłam zbierać mangi. Co prawda zaliczyłam lekki - khm, khm - poślizg, ale przez ten czas praktycznie nic nie dokupiłam, więc nadal można to uznać za rodzaj podsumowania tego roku.
Dla porównania, pod koniec zeszłego stycznia cała moja okołomangowa kolekcja wyglądała tak:


A teraz wygląda tak:


(Chciałam zrobić taką ładną podłogową układankę, jak to widziałam na różnych blogach, ale się okazało, że nie mam w pokoju wystarczająco dużego i prostokątnego kawałka podłogi. Więc jest układanka tapczanowa).




Licząc wszystko razem (o ile się w którymś momencie nie rypnęłam, oczywiście) jest tego ogółem 167 sztuk, w tym 128 tomików mang (na które składa się 30 tytułów), 3 manhwy, 5 LN-ek i 31 gazetek. Najliczniejszym tytułem jest Pandora Hearts (21 tomów), następnie Silver Spoon (13 tomów) oraz ex aequo One Piece i Berserk (po 10 tomów). Najwięcej, bo aż 66, tomików jest od Waneko, na drugim miejscu plasuje się JPF z 43, na trzecim Studio JG z, licząc tylko mangi i LN-kę, 12.
A wygląda to tak - a przynajmniej ta część, która się mieści na półce i na widoku:



I bardziej szczegółowo elementy kolekcji - poczynając od gazetek:



Tutaj tomiki, które trafiły do mnie mniejszym lub większym przypadkiem i kolegów do kompletu w większości się nie doczekają. Ten samotny Naruto był prawdopodobnie pierwszą mangą, jaką kiedykolwiek kupiłam, chociaż nie pamiętam już dokładnie, czy wcześniej był on, czy może jednak Hetalia. Z tasiemców, z którymi do tej pory miałam styczność w dowolnej wersji, ten interesuje mnie najmniej, ale raczej sobie ten jeden tom zostawię, raz, że z sentymentu, dwa, że i tak nikt nie zechce pojedynczego ze środka. Na pewno nie zostawię sobie natomiast Ourana i Toradory!. Niestety ten pierwszy tytuł jeszcze mi wystarczająco mocno nie wbił do głowy, coby nie kupować żadnych durnych szkolnych romcomów tylko dlatego, ze internety twierdzą, że da się je czytać, i nabyłam jeszcze ten drugi, ale przy pierwszej okazji z radością pozbędę się obu.
Legend sama z siebie bym nie wzięła, ale trzy tomiki trafiły do mnie przy okazji małego zamieszania podczas kupowania używanych mang i za taki bezcen, że nie mam serca narzekać. Szkoda tylko, że Kasen padł nie skończywszy wydawać, a w internetach nie ma reszty tej manhwy, no, ale mówi się trudno.


Te mangi natomiast mają dużą szansę na dokupienie reszty tomów. W przypadku Pet Shopu to już nawet nie szansa, tylko fakt dokonany, bo reszta wydanych u nas tomików przyjdzie mi w kolejnej paczce. Co prawda już wszystko to czytałam na skanach, ale to taka fajna manga, że szkoda by było nie mieć choćby tej połowy.
Hetalia to taka nostalgiczna seria, nadal pamiętam, jak się zawiodłam, kiedy na początku gimbazy po masie poważnych i ciężkich fików sięgnęłam po komiksy i dostałam... No, Hetalię. A potem nieco ponad rok temu wróciłam do nich i się z kolei mile zaskoczyłam. Ostatnio znowu przeżyłam takie miłe zaskoczenie przy okazji kończenia wreszcie wszystkich animców z serii, zdążyłam już zapomnieć, jakie to jest fajniuchne na poprawę humoru. Za jakiś czas znowu przyjemnie będzie wrócić i sobie przypomnieć, dlatego pewnie kiedyś nabędę też tomiki parzyste.


Tutaj mamy jaojce plus tę jedną niejaojcową jednotomówkę, która nie jest wydaniem ileś w jednym. Trochę mnie śmieszy, że mam więcej BL od Studia niż któregoś z wydawnictw, które się głównie z nimi kojarzy. Na razie czytałam stąd tylko Vitamin i Monster Petite Panic. Żaden z tych dwóch tytułów niczym nie powala, ale MPP ma na okładce kjutne kluseczki i choćby z tego powodu fajnie mieć na półce... ee, w sensie: w tym zakamarku pokoju, w którym akurat jest wolne miejsce. Natomiast Vitamin kupiłam trochę w ciemno, niby spodziewałam się tematyki znęcania, ale nie aż do tego stopnia i tylko sobie lekturą podniosłam ciśnienie, także to kolejna z pozycji w kolejce do pozbycia się przy pierwszej okazji.


Nie dość, że najwięcej yaoi mam wcale nie od Koliberków, to jeszcze wśród moich tomików od tego wydawnictwa BL stanowi wyraźną mniejszość. Teraz to może w sumie już nie aż takie dziwne, skoro Kotori coraz więcej wydaje innych rzeczy, ale zaczęłam ich kojarzyć jeszcze przed zainteresowaniem się m&a jako tych od jaojców i nadal takie jest moje pierwsze skojarzenie. Drugim są LN-ki, w tym ta jedna jedyna, którą zbieram. Niestety, pierwszy tom Drrr!! jest troszkę wyższy i szerszy od reszty, tutaj tego nie widać i w sumie na półce też nie, o ile się człowiek nie przyjrzy, ale mój wewnętrzny pedant srodze cierpi.
Rycerze Sidonii są w sporej mierze odpowiedzialni za przekonanie mnie do mechów. Przez dłuższy czas w ogóle żyłam w błogiej nieświadomości, że tam jakieś mechy w ogóle są, odkryłam to dopiero chyba po przeczytaniu drugiego tomu i doszłam do wniosku, że jednak wielkie roboty mogą być całkiem strawne. Poza tym fajnie mieć przynajmniej jedną mangową space operę.


Czy już kiedyś wspominałam, że uwielbiam okładki One-Punch Mana? W każdym razie wspominam teraz. Zawsze, kiedy przyjdzie mi nowy tomik albo kiedy z jakiegoś powodu wyciągam któryś poprzedni, muszę wyjąć też pozostałe, obrać z obwolut, ponapawać się widokiem wszystkich naraz, z powrotem założyć obwoluty i ponapawać się znowu.


Tak malutko tych słomkowych piratów ;-; Jakiś czas temu zaczęłam oglądać Wybielacza i już z całą pewnością mogę powiedzieć, że reszta shounenowej trójki z One Piece nie ma się co równać. A jeszcze nawet nie doszłam w żadnej z dwóch pozostałych serii do momentu, w którym zaczynają się faktycznie psuć, strach się bać, jaka różnica poziomów będzie potem.


FMA to seria, która mnie na dobre zachęciła do mangoanimców, i choćby z sentymentu chciałabym uzbierać komplet. Oczywiście jest też kwestia tego, że to naprawdę cholernie dobra rzecz, jeden z najlepszych shounenów, z jakimi miałam styczność. Jakiś czas temu napisałabym, że wręcz najlepszy, ale od tamtej pory odkryłam Ołsomność Hiatus x Hiatus, z którym jednak alchemicy u mnie przegrywają. Jednakowoż HxH tylko oglądałam, więc nadal to Stalowy i spółka są na razie jedyną mangą, której wystawiłam dziesiątkę na MAL-u.


Po ostatnich niusach od JPF-u tym bardziej się cieszę, że zbieram Wzgórze Apolla. Wypadałoby się też zabrać za czytanie, ale ostatnio w ogóle moje czytelnictwo mangowe leży i kwiczy.


Berserk był jedną z pierwszych mang, którymi zaczęłam się interesować, nawet na parę miesięcy przed tym, jak naprawdę się wciągnęłam w mangoanimce. Oczywiście przy okazji sobie wtedy zaspoilerowałam Złoty Wiek, naprawdę, mnie to tylko dać internety do rąk. W każdym razie później, kiedy już zaczęłam regularnie oglądać mangowe regały w empiku, trafił mi się jeden niezafoliowany egzemplarz siódmego tomu, przejrzałam sobie, stwierdziłam, że całkiem fajnie się leją, będziem zbierać. I tak sobie zbierałam, zbierałam, nawet przeczytałam trzy pierwsze tomy, ale potem jakoś zastopowałam na bardzo długo, pewnie właśnie przez bycie zaspoilerowaną. Dopiero parę tygodni temu przy okazji jednego wyzwania animcowego obejrzałam starą ekranizację i się na dobre zachwyciłam, po czym poleciałam czytać. Zazwyczaj ulubione serie mnie biorą z zaskoczenia, miło, kiedy dla odmiany coś, o czym półtora roku temu pomyślałam, że pewnie mi się spodoba, faktycznie się bardzo podoba.


Z tych ładnych wydać zbiorczych jak na razie mam za sobą tylko Acony, bardzo przyjemna fantastyczna obyczajówka. Przy Róży Wersalu przynajmniej mogę swoje lenistwo czytelnicze usprawiedliwiać tym, że czekam na dalsze tomy - i pewnie będę mogła tak jeszcze z rok. Niestety, jeśli wierzyć grafikom od JPF-u drugi tom będzie miał zielony grzbiet. Jak dla mnie idiotyczne, wyjdzie, że Mój drogi bracie... i pierwsza Róża będą bardziej podobne i dopasowane kolorystycznie do siebie, niż dwa tomy tej samej serii. Nie mówiąc już o tym, że spsuje mi to pięknie razem wyglądający zestaw Ikedy i Hagio w czerwieniach i brązach.


Po Fullmetalu nazwisko Arakawa na okładce wzbudza we mnie odruch "kupować!", więc nic dziwnego, że jako jedną z pierwszych mang zaczęłam zbierać Łyżeczkę. Wreszcie uzupełniłam brakujący trzeci tom, teraz cały komplecik stoi sobie na półce i czeka na ciąg dalszy. Co rzadkie w moim przypadku, nawet wszystko to już przeczytałam. Szkoda, że końcówka jest taka przyśpieszona, w FMA time skip zauważyłam, kiedy internety mi o nim powiedziały, ale tutaj to już jest całkiem nowy poziom beznadziejności pod tym względem - czyta sobie człowiek, jak to Hachiken i reszta ferajny zaczyna drugą klasę... aż tu wtem! są już w trzeciej i biorą udział w ostatnich zawodach jeździeckich. No, ale tej autorce jestem w stanie tyle wybaczyć, tym bardziej, że reszta oczywiście świetna i momentami niesamowicie wzruszająca, a pocące się przy lekturze oczka to coś, co Gwacie bardzo lubią.


Locke to taka manga, o której usłyszałam i od razu uznałam, że chcę mieć. I nie zawiodła moich oczekiwań, to właśnie takie uroczo staroświeckie, czasem naiwne, ale przyjemne w czytaniu historyjki, na jakie się szykowałam. O wydaniu można sporo powiedzieć i raczej niezbyt dobrego, ale to też ma pewien urok. No serio, jak tu się nie zachwycać "Rju Jamakim" albo reklamami zachęcających do piracenia anime na konwentach?


Serafinki i Requiem zawsze mi się ze sobą kojarzą, w gruncie rzeczy tylko li dlatego, że bardzo ładnie wyglądają ustawione obok siebie. Oczywiście Rysiek i Wojna Dwóch Róż to wyższa półka niż przygody wąpiórków i ich łowców. Mam wrażenie, że ta manga pozytywnie zaskoczyła praktycznie wszystkich, jeszcze nie widziałam, żeby ktoś ją słabo oceniał, same pochwały. Osobiście spodziewałam się czegoś trochę innego i przez to nieco się zawiodłam, ale cieszę się, że zaczęłam zbierać.
Jeśli chodzi o Serafina Dni Ostatnich (uwielbiam to tłumaczenie), czekam, aż zacznie się akcja z drugiego sezonu animca, całe szczęście to już chyba w piątym tomie. Ogółem to takie guilty pleasure, nie polecałabym raczej, ale parę dobrych stron ma, zwłaszcza w wersji mangowej. Na przykład Shinoę. Rzadko się zdarza, żeby moją pierwszą ulubioną postacią w jakimkolwiek fandomie była kobitka, choćby za to plus.


Nie dość, że Orange to moja pierwsza skompletowana manga, to jeszcze ją przeczytałam w całości w ciągu dwóch miesięcy od dostania w łapki, normalnie dziw nad dziwy. Do jakichś szczególnych wzruszeń czy zachwytów mi daleko, ale pochwalić muszę.
Biorąc pod uwagę jakość obecnie wydawanego u nas arcu ze dwa kolejne tomiki Kurosza sobie odpuszczę, ale mam nadzieję, że jak się te j-popowe nudy skończą, seria wróci na normalny poziom. I że wreszcie się doczekam okładki ze Snakiem, to niesprawiedliwe, żeby jakmutam dość epizodyczny fioletowy chłopaczek czy jeszcze bardziej epizodyczny wróżbita się załapał, a taka fluffna i kochana postać drugoplanowa jeszcze nie. Ogółem to kolejna seria, którą chciałabym kiedyś skompletować - no, może poza tym właśnie wyżej wspomnianym arkiem, który całe szczęście z tego co wiem już się skończył.


I na koniec coś do karmienia paczałek <3 Już niedługo to w ogóle będzie cud, mjut i orzeszki, ale i teraz kolekcja Pandorki prezentuje się cudnie. A jak już będzie ten komplet, będzie można zacząć na dobre czytać, mam nadzieję, że ta manga faktycznie sponiewiera mnie emocjonalnie tak, jak na to liczę. Ale niezależnie od wszystkiego nie ma opcji, żebym żałowała zakupu czegoś, co jest taaakie śliiiczne.

19 komentarzy:

  1. Bardzo solidna kolekcja, jestem pod wielkim wrażeniem.

    >Nie czytałem BERSERKa od Dekady
    >to chyba z 3 chaptery do tyłu jestem
    xD

    Ciesze się że moge zobaczyć coś takiego fajnego i na dobrym poziomie w piątek rano, w dzień wypłaty to wiem że kasa wydana na hobby/pasje to dobrze wydana kasa. Teraz sam sie zastanawiam nad wydawaniem $$ na Jap. mangi jak i zagraniczne wydania mang (głownie Angielskojezyczne)

    Dziekuje za zacny kawałek tekstu
    Krzysztof

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i cieszę się, że się podoba notka :3

      Nie no, jakoś ostatnio Miura chyba nawet coś tam ruszył do przodu o parę rozdziałów. Między jednym hiatusem a kolejnym, rzecz jasna xD

      Mnie osobiście jakoś nigdy do zagranicznych wydań nie ciągnęło, ale to głównie dlatego, że nie mam serii, na której by mi aż tak zależało, żeby sprowadzać. Chociaż kto wie, czy się to nie zmieni.

      Usuń
  2. Piękna kolekcja!
    Sama nie wiem, wszyscy tak wychwalali Pandorę, a mnie ona mocno zawiodła, nie znalazłam w niej nic szczególnie ciekawego. :< A kiedy już znalazłam, to mój ulubiony bohater umarł, więc później strasznie się wynudziłam czytając o innych. XD Co prawda został mi ostatni tom, żeby wypowiedzieć się do końca o tej mandze, no ale jakoś wątpię, żeby szczególnie mną rzucił o podłogę. :/
    Rany, chciałabym Różę Wersalu, jakoś nie mam okazji nigdzie jej dorwać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :3
      Ja tam mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie, ale po dwóch pierwszych tomach patrząc przynajmniej będzie się przyjemnie czytało.
      Bez niej bym się nie obeszła, wsadzenie do czegoś rewolucji francuskiej to pewny sposób, żebym kupiła xD

      Usuń
  3. Ile tego, jaki szalony przyrost, szok!
    Wreszcie ktoś, kto też lubi Lockego, aww! Pierwszy kontakt z tym tytułem miałam chyba w szóstej klasie podstawówki, więc u mnie dodatkowo dochodzi jeszcze sentyment. Lubię sobie wracać do tej serii.
    ,,Oczywiście Rysiek i Wojna Dwóch Róż to wyższa półka niż przygody wąpiórków i ich łowców. "
    NO. Już chciałam się bulwersować.
    Porzuciłam Silver Spoon po 4 tomie i jest mi bardzo wstyd przed samą sobą, bo manga jest mi szalenie bliska – studiuję... zootechnikę.
    Rycerze Sidonii tak średnio są typową mangą mecha, ogólnie to taka dość nietypowa mimo wszystko pozycja jak jej się bliżej przyjrzeć. Jak się zeskrobie warstewkę komercji, to jednak wyłania się Nihei.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, sama jestem zszokowana xD
      Ja w ogóle przepadam za starszymi mangoanimcami, a Locke mi bardzo dobrze utrafił w to, co mi się w nich podoba.
      Toż napisałam, że kojarzą mi się tylko dlatego, że grzbiety ładnie razem wyglądają, no!
      No, gdyby to było typowe mecha, tobym ten prawie rok temu kijem nie tknęła, a tak się troszku przekonałam do całego gatunku jako takiego. Niheia czytałam poza tym tylko NOiSE, ale fakt, momentami w Sidonii też czuję podobny klimat. Jak tak dalej pójdzie, to i do BLAME-a mnie ta manga przekona.

      Usuń
    2. Te z lubię starsze mango, ale tutaj spodobało mi się też starsze sci-fi, to do mnie przemawia :)
      Ojoj, zabolało w serduszko mysie. Przy całej mojej sympatii, jaką żywię do Sidonii, po czterech tomach muszę napisać, że ta manga Blame! nawet butów nie może lizać. To dobra, oryginalna manga, ale jednak Blame! to klasa sama w sobie i naprawdę warto to przeczytać. Wyrzucam hajs za wydanie w twardej okładce, aż tak warto XD Nihei chyba nigdy żadną swoją kolejną mangą nie zbliżył się do poziomu Blame!, ludzie mówią, że hurr durr, słabiak, ale na moje po prostu swoim debiutem postawił sobie poprzeczkę tak wysoko, że potem niemożliwe byłoby jej przeskoczenie :<

      Usuń
    3. Btw, szanuję za Felixa, Neta i Nikę i za Zbrodnie robali :D

      Usuń
    4. Ależ ja słowa złego o Blame! nie powiem, zresztą trudno by było, skoro nie znam. Po prostu jeśli NOiSE jest jakimś wyznacznikiem - a z tego co wiem jest - to ja tam naprawdę niewiele będę ogarniać... I z jednej strony chciałabym przeczytać, bo wszyscy mówią, że dobre, no i klimat, a z drugiej trochę się boję przedzierać przez ile tam tomów czegoś, czego pewnie nie zrozumiem, no i klimat.

      Usuń
    5. Felixa... jeszcze nawet nie czytałam, mam tylko dlatego, że w moim liceum było spotkanie autorskie z Kosikiem xD

      Usuń
    6. Czy ja wiem, czy to jest tak absolutnie niezrozumiałe, po prostu trzeba wyłapywać wskazówki i nie zniechęcać się tym, że na razie niewiele się ogarnia. Trzeba przywyknąć do tego stylu narracji, a w zasadzie do braku narracji jako takiej. To nie jest tak, że mamy milion złożonych wątków i łomatko, po prostu tutaj kluczem do zrozumienia historii jest ogarnięcie świata, a to niezbyt łatwe, ale czytanie Blame! pierwszy raz to naprawdę mocne przeżycie. Wchłonęłam całość w dwie noce i potem przez dwa tygodnie nie mogłam się podnieść XD Ale to ja, ja tak przeżywam czasem XD

      O kurczę, miałabym wiele pytań do Kosika :D

      Usuń
    7. To chyba będę musiała sama przeczytać, żeby sprawdzić i wyrobić sobie opinię :3 Oj, znam dobrze takie przeżywanie z autopsji.

      Szkoda, że Cię w takim razie wtedy u nas nie było, bo nikt za bardzo nie miał pomysłu, o co pytać, a sam Kosik, o czym tu jeszcze mówić xD

      Usuń
  4. Wow widzę sporo fajnych mang w Twojej kolekcji. Duży plus za klasyki: Różę wersalu, Mój drogi bracie... i Srebrny Trójkąt, chociaż ten ostatni tytuł mnie osobiście trochę rozczarował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd się przyznać, ale nic z tych trzech tytułów jeszcze nie tknęłam. Od Srebrnego Trójkąta co prawda wolałabym którąś inną z wydanych u nas mang tej autorki, ale akurat tę upolowałam w promocji, więc cóż.

      Usuń
  5. O, jak to się stało, że przegapiłam ten wpis :/
    Tyle tego dobra uzbierałaś, że aż nie wiem, którą serię skomentować :P
    Też wyłapałam nierówność w tomikach Drrr i zabolało, ale badajże Dango na swoim blogu tłumaczyło, że takie milimetrowe kwestie to "wina" drukarni i że w zasadzie trudno coś z tym zrobić, bo trudno tak na milimetry ustawić maszynę tnącą. Więc ja wybaczam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, wiadomo, że tak precyzyjnie trudno wielkość ustalić, jak tak patrzę po półkach rzadko się zdarza, żeby więcej niż dwa tomy jednej serii pod rząd miały identyczny rozmiar. Tylko u Kotori te różnice zdarzają się jednak większe, przynajmniej u dwóch osób widziałam zdjęcia naprawdę bardzo nierównych serii, znacznie bardziej niż ten jeden inny tomik Drrr!!.

      Usuń
    2. Nie mam nic innego od Kotori, więc nie mam więcej takich przykrych doświadczeń.

      Usuń
  6. Gratuluje kolekcji! Tylko uważaj, jak się już zacznie to potem nie można skończyć i w końcu brakuje miejsca na półkach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :3 Heh, mnie to już w sumie brakuje i to nie tylko na półkach, po ostatniej paczce musiałam nieźle się nakombinować, gdzie to wszystko upchać xD

      Usuń