sobota, 12 listopada 2016

Kurturarnie #1

Tak trochę zbiorczo, zanim jeszcze skończę zbiorczy z dwóch miesięcy post zdobyczowy.

Wychodzi na to, że sezonówki faktycznie dobrze mi robią na systematyczność oglądania animców. Jak tak patrzę po kalendarzyku, w którym zapisuję przeczytane i obejrzane rzeczy, wcześniej było tak puuusto, a odkąd zaczęłam nadrabiać wychodzące serie zrobiło się tak ładnie i kolorowo, jak na wiosnę, zanim mnie dopadł maturalno-wakacyjny leń. Popchnęłam trochę do przodu starsze serie (co prawda słowo "starsze" trochę nie bardzo mi pasuje do animca sprzed ledwie kilku lat, a te z lat dziewięćdziesiątych to też przecież nie jakieś skamieliny), czyli HunterxHunter, Cowboya Bebopa i Owari no Seraph.
Z Bebopem mam taki problem, że nawet mi się podoba, ale przez tę - przynajmniej na razie - epizodyczność fabuły w ogóle nie mam motywacji, żeby siąść i obejrzeć kolejny odcinek. Chyba że akurat zobaczę w zapowiedziach następnego epka, że mogę liczyć na mHrocznego Viciousa i pieszczenie uszek głosem Wakamoto Norio, ale to się niestety zdarza raz na ruski rok.
HxH z czasem się rozkręca, ale i tak żałuję, że w przypływie hipsterstwa zaczęłam starą adaptację zamiast tej z 2011. Z tego, co patrzyłam, w nowej co prawda odcinków ponad dwa razy więcej, za to akcja bardziej skoncentrowana i na przykład nudniejsze fragmenty egzaminu na Łowcę pewnie odpowiednio przycięte, a do bardziej interesujących rzeczy dociera się szybciej. Przy niej może bym się mniej męczyła i szybciej by to oglądanie poszło. No ale nic, mimo wszystko to na tyle dobra seria, że pewnie kiedyś zechcę do niej wrócić i wtedy się wezmę za nowe anime. A na razie trwam w stuporze, jakim biszem jest Hisoka, kiedy nie zdąży sobie ułożyć tego durnego fryzu.



Wesołe przygody wąpiórków w postapokaliptycznym Tokio też ostatnio lepsze, czym mnie totalnie zaskoczyły. W jednym odcinku standardowa shounenowatość i zastanawianie się, co, u licha ciężkiego, ja w tej serii widzę, w kolejnym znienacka prawdziwa wojna, wróg u bram, zestrzeliwanie helikopterów, wybuchy, napisy końcowe... zaraz, co, jakim cudem tak szybko zleciało? I to tak zupełnie bez wkuropatwiających momentów? Alejagto?! Na razie jestem oszczędna z pochwałami, bo jeszcze przede mną kilka epków tego i cały drugi sezon, w których będzie tyyyle okazji do psucia wszystkiego, ale cieszę się, że przynajmniej teraz mam jakieś realne powody, żeby lubić ten tytuł. To znaczy oprócz endingu, openingu i teł <3


Dwie z moich obecnych tapet *.*


Jeśli chodzi o serie wychodzące, wreszcie wyszłam całkowicie na prostą, nadrobiłam wszystkie odcinki wszystkich oglądanych serii i mogę sobie spokojnie iść na bieżąco. Poza tym od ostatniej notki zmieniło się tylko tyle, że jeszcze bardziej nie cierpię Izetty (i postaci, i animca), Driftersi zaczęli na poważnie mnie wkurzać i ostatecznie przekonali, coby Hellsinga kijem nie tykać, za to drugi Ajin coraz to lepszy, jedynkę pobił już dawno, a teraz ciężko pracuje na awans do czołówki moich tegosezonowych faworytów.

Mangowo też ostatnio trochę nadrobiłam. Przeczytałam ponad połowę Lamentu jagnięcia, niesamowicie wciągający, jak kiedyś będzie mnie stać sprawię sobie komplecik. O ile Ringo Ame w końcu jednak go wyda, rzecz jasna. Przy okazji popaczałam sobie trochę po jednotomówkach Kei Toume. Fabułą to one raczej nie powalają, ale bardzo lubię styl autorki. Za pozostałe jej prace na pewno też się wcześniej lub później wezmę, a na razie tym bardziej cieszę się z mienia Acony.
Oprócz tego troszkę pociągnęłam naprzód lekturę Naruto i Ourana. To pierwsze zaczęłam tylko dlatego, że tak kultowe i fajnie znać, szału ni ma, tragicznie też nie jest (chociaż kto wie, kto wie, może i zacznie być), przynajmniej czyta się w tempie ekspresowym i nie męczy. Za to Ouran to droga przez mękę, ostatnio nie jest już aż tak źle i nawet momentami zabawnie, ale nie mogę się doczekać, kiedy skończę.
Przy okazji niedawnej premiery w Polszy zaczęłam też czytać Magi. Strasznie toto nijakie, nawet nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że wkurzająco shounenowate, bo shounenowatość to jednak byłaby jakaś wyróżniająca się cecha, a ja tam nie widziałam żadnej. Niby Aladyn prosi się, żeby go utopić, ale też nie jakoś specjalnie. Mam nadzieję, że z czasem się manga rozkręci.
Drugi tytuł, który ostatnio nadczytnęłam, Are you Alice?, za to jak na razie wygląda świetnie. Nie przepadam za używaniem motywów z Alicji w krainie czarów, bo w większości taki zabieg wychodzi albo sztampowo, albo WTF-nie, ale tutaj autorka poradziła sobie świetnie, tworząc świat jeszcze bardziej pokręcony, niż ten oryginalny. Oby ciąg dalszy nie zawiódł.



Oprócz mangoanimców od czasu do czasu oglądam też seriale, głównie kryminalne procedurale. Ostatnio z jednej strony się cieszę, bo AXN wreszcie raczył puścić czwarty sezon Elementary - rychło w czas, skoro w cywilizowanym świecie już piąty wychodzi ;p Poza tym cierpię straszliwie, że akurat muszą dawać o 17 - przez większość tygodnia jest spoko, ale w środy o tej godzinie to ja w najlepszym wypadku kończę zajęcia, a w weekendy oczywiście nie powtarzają. Cóż, zakładam, że kiedyś puszczą całą serię od początku i wtedy się nadrobi. Ostatnio ten serial oglądałam ho, ho! albo i dawniej, miło sobie przypomnieć, dlaczego to mój ulubiony evah. Przy tej okazji naszły mnie znowu marzenia, jak cudownie byłoby przeczytać ficzka na temat "Sherlock Holmes z Sherlocka spotyka ludziów z Elementary", aż mi się mordka śmieje na samą myśl o tym, jak by wyglądało takie spotkanie z drugim Sherlockiem, Joan, Gregsonem czy Moriarty.



Z drugiej strony natomiast smutam, bo właśnie powoli acz nieubłaganie zaczynają mi się kończyć odcinki CSI, których nie znam. Są jeszcze sezony, których nie widziałam wcale albo prawie wcale, ale Eru wie, kiedy któraś ze stacji je zechce nadawać. A tak się od lipca przyzwyczaiłam, że jeśli przynajmniej ze cztery razy w tygodniu nie obejrzę sobie chociaż po odcineczku, to jakoś mi nieswojo. Niby mogłabym się przerzucić na któryś z innych tytułów w tym uniwersum, ale Nowy Jork jakoś mi nie podchodzi, a Cyber dwa razy próbowałam oglądać i dwa razy odpadałam przy pierwszej reklamie, więc też raczej podziękuję. Tym bardziej, że moja znajomość z CSI zaczęła się od tego, że parę razy przysiadałam popaczać na kawałek odcinka, ale wsysało mnie na tyle, że oglądałam ostatecznie całość plus jeszcze ewentualnie parę kolejnych epków lecących pod rząd. Z braku laku zostało mi jeszcze Miami, które znam bardziej wyrywkowo, ale raz, że tego serialu od pewnego momentu już nawet twórcy nie traktowali na poważnie, dwa, że nikogo tam jakoś specjalnie nie lubię, a z eye candies to tylko Calleigh. A w oryginalnym CSI uwielbiam dosłownie całą obsadę (no, oprócz dwóch kobitek - Sofii Curtis i Riley Jakjejtam - które szczęśliwie po jednym, dwóch sezonach zniknęły szybko a bezwonnie) i większość z niej dobrze mi robi estetycznie. No ale trudno, bądźmy dobrej myśli, w końcu jeszcze trochę tych odcinków mi zostało, zanim popadnę w ostateczną czarną rozpacz.

3 komentarze:

  1. Dlaczego nie mam zadnych punktow stycznych :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, naprawdę dobrze się Ciebie czyta, ale to już wiedziałam po komentarzach :) Mam nadzieję, że wkręcisz się na porządnie w blogowanie ^^

    Lubię takie luźne podsumowanka tego co ludzie ostatnio czytali :"D

    Bepopa widziałam wieki temu, jak leciał na TVP Kultura i to ten tytuł, który stanowczo powinnam powtórzyć... Powinnam... Ale wspomnienia mam bardzo dobre, nawet jak zamglone :)

    Naruto, to taki typowy shonen, którego się czyta szybko i przyjemnie. Dobrze mieć takie shoneny. Trudno mi powiedzieć, czy dalej Ci się rozkręci, może co najwyżej bardziej przywiążesz się do niektórych postaci i będziesz przeżywać bardziej ich wątki. Też dobre :)

    Co do Magi, to moim zdaniem z czasem będzie lepiej, aczkolwiek manga jest dość nierówna i oprócz świetnych wątków ma też bardzo nudne (powtarzam to zdanie milionowy raz i pewnie jeszcze tyle razy je powtórzę xD). Ja serię lubię, ale nie będę bronić jej za wszelką cenę :P

    Uch, nie lubię procedurali ;n; Ale współczuje Ci wykończenie CSI. Zawsze możesz zabrać się teraz za Doktora Who. Tego nikt żywy nie jest w stanie wyzerować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, dziękuję, też mam taką nadzieję :D

      Też je lubię, a od strony autora jeszcze jak łatwo się takie notki pisze ;D

      Sęk w tym, że seriali fabularnych, nawet ulubionych, nie chce mi się oglądać w necie, tylko w telewizji. Więc Doktora Who (i nie tylko) mam średnio raz na rok, kiedy BBC robi miesiąc dobroci dla zwierząt i odblokowuje kanał z serialami xD

      Usuń