poniedziałek, 18 grudnia 2017

12 dni anime 2017 - 4. Przegrani

Gdybym się uparła, mogłabym całe te dwanaście notek zrobić o Haikyuu!! i materiału by mi nie zabrakło, wręcz przeciwnie, raczej pod koniec pewnie bym żałowała, że jeszcze o czymś fajnym nie napisałam. Tak, jakbyście się nie domyślili, zakochałam się w tej serii i to na tyle, żeby zdecydować się na pierwszą zagramaniczną mangę. Na razie mam cały jeden tomik i cholibka wie, kiedy dojdą jakieś kolejne, ale kiedyś dojdą i ja to zbiorę w całości, o! Oczywiście, gdyby po drodze jakieś miłe wydawnictwo jednak zechciało u nas wydać, to ja nie mam nic przeciwko... *mentalnie dołącza do grona ludzi modlących się o taki cud*
Jak wyżej wspomniałam, rzeczy, których mogłabym powiedzieć o HQ!!, jest cała masa, ale postanowiłam nie pisać o tym, jak to na początku miałam ochotę dać Oikawie w pysk, a skończyłam jako jego piszczący fangirl, ani o tym, jaki Tsukki jest Niesamowity przez duże N w trzecim sezonie, ani o tym, że Bokuto i Kuroo*, ani w ogóle o nikim konkretnym. Dzisiejsza notka jest ogólnie o przegranych i o tym, jak to anime (no i pewnie manga, ale jeszcze do tego w niej nie doszłam) ich pokazuje.


Czyli bardzo dobrze. Nie oglądałam na razie za wielu sportówek, z takich typowych shounenów to w sumie tylko pierwszy sezon Kuroko, więc nie mam pojęcia, czy może to jest norma, ale mam wrażenie, że raczej nie. W KnB szczerze mówiąc nie pamiętam, żeby specjalnie pokazywano reakcję jakiejkolwiek innej drużyny na porażkę, może tylko... ee, no tych takich, co tam u nich był Kise; o tych wszystkich randomach, co tam gdzieś w międzyczasie w tle z kimś przegrywają i odpadają, nawet szkoda gadać, równie dobrze mogłoby ich w ogóle nie być. W Haikyuu!! randomy odpadające w pierwszej rundzie dostają całą ładną sekwencję, jak widać powyżej na obrazku; zamiast patrzeć na Karasuno odnoszące pierwsze łatwe zwycięstwo widzimy tych, którym się nie udało. Przy obu seansach w tym momencie troszkę mi się ścisnęło gardło. To oczywiście tylko początek, potem pojawiają się drużyny, które mamy szansę w jakimś stopniu poznać, i oczywiście kiedy one przegrywają tym bardziej jest ich żal. Zwłaszcza jeśli się po drodze posiedzi w fandomie i tym bardziej przywiąże do co poniektórych, albo zobaczy dodatkowe sceny z filmów.
Ale nie tylko o feelsy mi tu chodzi. Dzięki temu, że od samego początku zawodów seria pokazuje, jak wiele drużyn odpada i że każdy to przeżywa, mam wrażenie, że kiedy wreszcie ci "nasi" chłopcy ponoszą porażkę ma to tym większy impakt. Bo nie sprawiają wrażenia otoczonych papierowymi statystami gierojów, którym imperatyw narracyjny każe przegrać, żeby mogli przejść arc treningowy i spróbować jeszcze raz (nawet jeśli, cóż, w gruncie rzeczy tak właśnie jest), tylko prawdziwych ludzi, którzy właśnie dołączają do całej rzeszy innych, stojących na dalszym planie, ale równie prawdziwych ludzi, którzy w pewnym momencie musieli pożegnać się z marzeniami o ogólnokrajowych zawodach.
...Hm, tak, mam wrażenie, że zupełnie nie udało mi się ująć w słowa tego, co chciałam przekazać (w sumie nic nowego), w każdym razie bardzo, bardzo podoba mi się, jak są pokazywane przegrane drużyny w HQ!!. Pewnie i bez tego pod koniec pierwszego sezonu bym przeżywała razem z Krukami, ale nie sądzę, żeby wtedy ich porażka wywarła na mnie aż takie wrażenie.


*Nie, w tym zdaniu niczego nie brakuje. Po prostu przy rewatchaniu odkryłam, że sam fakt istnienia tych dwóch zasługuje na osobne odnotowanie <3

1 komentarz:

  1. Ja za to uwielbiam sportówki, Haikyuu! się jakoś fabułą czy postaciami nie wyróżniło, co nie zmienia faktu, że dobrze mi się ogląda tę serię i jest dobra. Ale kreska... dla mnie to ona robi z tej serii coś wyjątkowego.

    OdpowiedzUsuń