wtorek, 19 grudnia 2017

12 dni anime 2017 - 6. Ten kamerdyner chyba już zmierza do końca

Teoretycznie to dwanaście dni anime, więc dzisiaj dla odmiany mangowo xD Co prawda poziom mojego czytelnictwa mangowego i nie tylko w tym roku był niezbyt wysoki, delikatnie rzecz ujmując, ale za to pierwszy raz zaczęłam być z jakąś wydawaną serią na bieżąco. I natychmiast tego pożałowałam, kiedy zaczęłam wyczekiwać na następny miesiąc i nowy rozdział, ale w sumie wiedziałam, w co się pakuję, więc narzekać nie mogę.
Chodzi konkretnie o Kuroshitsuji. Była to jedna z pierwszych mang, jakie kupiłam, więc mam do niej wyjątkowy sentyment. Co prawda kiedy po latach odświeżyłam początek mnie odrzucił, ale kiedy się przemogłam i zaczęłam czytać dalej z czasem historia wciągnęła mnie jak dobry odkurzacz, tak że nawet w końcu nabyłam parę tomików polskiego wydania. Niestety, akurat mniej więcej w tym momencie skończył się w nich arc z Zieloną Wiedźmą (mój drugi ulubiony po Titanicu z zombie Campanii), a zaczął - z j-popowymi gwiazdkami. Chyba nie jestem jedyną osobą, która w tym momencie musiała szukać szczęki w piwnicy i zaczęła zadawać pytania egzystencjalne typu "quo vadis, pani Toboso?". Całe szczęście okazało się, że odpowiedzią jest "w dobrym kierunku", bo gwiazdki okazały się tylko preludium do czegoś znacznie większego - i związanego z przeszłością Ciela.


Co prawda mnie akurat długotrwałe odejście od tego, co miało być główną osią fabularną, nie przeszkadza (tym bardziej, że te wszystkie arki po drodze były imo naprawdę fajne i każdy coś wnosił do fabuły), ale fakt faktem, że gdyby to jeszcze dłużej przewlekać mogłoby się zrobić nieciekawie z jakością. Dlatego dobrze, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że manga wchodzi w etap finalny. Ginie ważna postać drugoplanowa (i to jak, i to jaka lubialna, chlip chlip ;_;), najsłynniejsza fanowska teoria okazuje się prawdziwa, wreszcie zbliżamy się do poznania prawdy o Tamtym Dniu *odgłos grzmotu w tle*... Dobra, zbliżamy się tak od jakichś czterech miesięcy i nadal w sumie niczego konkretnego nie wiemy, noale zawsze można mieć nadzieję, że może tym razem (no właśnie, już bliżej niż dalej do grudniowego rozdziału!).
Z drugiej strony, chociaż cieszę się, że prawdopodobnie już niedługo koniec, jakoś tak nieswojo mi z tym. Na samym początku, kiedy pierwszy raz sięgnęłam po Kurosza, nawet jeszcze jakoś nie bardzo ogarniałam, że manga może nadal wychodzić, i byłam pewna, że już jest skończona. Potem jakoś, nie pamiętam już, jak i kiedy, dowiedziałam się, że jednak wcale nie, i od tego czasu jakoś tak fakt wychodzenia nowych rozdziałów tej serii był dla mnie taką oczywistą oczywistością, czytałam czy nie czytałam, one gdzieś tam się pojawiały. Dziwnie pomyśleć, że tych nowych rozdziałów może już kiedyś nie być. Tym bardziej, że wtedy zostanie już tylko czytanie całości od początku. Albo oglądanie anime (tych nowych i dobrych, oczywiście; mam nadzieję, że zapowiedzą jakoś niedługo ekranizację kolejnego po Book of Atlantic arcu).


~*~*~

No i jesteśmy na półmetku, fanfary proszę, skoro już zaszłam sześć razy dalej, niż się spodziewałam xD A dzisiejszą notkę jakoś tak podejrzanie łatwo i szybko mi się skrobnęło, przywykłam do pisania czy jak...

4 komentarze:

  1. Co jak co, ale kreska w Kuroszu jest piękna.
    Fabuły nie znam w ogóle (kolejny kultowy tytuł, o którym nie mam pojęcia :D), ale jakoś nieszczególnie mnie ciągnie do tej mangi. Wydaje mi się to po prostu takim typową serią z ładnymi biszami i jakąś tam fabułą, ale jednak z większym naciskiem na biszów. I nie jest to nic złego, ale na pewnym etapie mojej przygody mangowo-animcowej straciłam zainteresowanie do takich tytułów. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie akurat tutaj nacisk na fabułę jest raczej większy, niż na ładnych panów ;3 Chociaż co prawda to prawda, niewiele kojarzę postaci, które nie byłyby wybiszone, zwłaszcza na początku mi to strasznie przeszkadzało.

      Usuń
  2. I fanfary, gratki, oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O, jak koniec blisko, to może nadrobię serię, skończyłam czytanie gdzieś po podróży do Niemiec (było tam w ogóle coś takiego?) i coś się miało okazać z ojcem Ciela (?) - niczego tu pewna nie jestem, tak dawno to było. Nie jest to moja ulubiona seria, sięgnęłam po nią zaciekawiona jej popularnością. Podobnie jak PustyKwadracik postrzegam Kurosza jako serię, która stoi postaciami, a nie fabułą (bo ta epizodyczna i nic niewnosząca do głównego wątku, którego istnienie w pewnym momencie zatarło się w mojej głowie i jeszcze chwilę przed twoim wpisem mówiłabym, że ta manga takowego nie posiada). Może, gdybym przeczytała to jeszcze raz, odniosłabym inne wrażenie, ale nie porwę się na coś takiego.
    Co do rozdziałów, które wychodziły od zawsze i jak to, nie będą już wychodzić - znam to uczucie, miałam tak przy Naruto. Pod koniec już nawet regularnie tego nie czytałam, ale ta świadomość, ze nie będzie nowych rozdziałów, była dziwna...

    (Coś mnie tu nie lubi, nie mogę wrzucić dwóch swoich komentarzy pod rząd z tego samego konta ;_; na szczęście mam jeszcze wordpressowe :)

    Frydzia

    OdpowiedzUsuń